Procesy sądowe lekarzy są traumatycznym przeżyciem dla obu stron. Ci w białych fartuchach przywykli, że stojąc nad chorym mają nad nim władzę, są wyrocznią; bywa, że bliscy pacjenta w błaganiach o ratunek traktują ich jak cudotwórców. Gdy jednak jest źle, rozpacz, ból i gniew rodziny wymazują tamte uczucia. Przesłaniają wszystko, czasem nawet racjonalne myślenie. Coraz więcej jest procesów lekarzy zarówno w sądach powszechnych, jak i korporacyjnych. Dochodzenie do prawdy jest trudne, biegli się nie spieszą, ich oceny rzadko są jednoznaczne. Rzetelny sędzia musi jednak znaleźć odpowiedź, czy lekarz zrobił wszystko, co mógł. Zatem, ile osobistej winy lekarza - bo niedouczony, niestaranny albo uzależniający leczenie od łapówki? Ile skrępowania przepisami? Złej organizacji pracy, która sprawiła, że w tej konkretnej sytuacji, gdy przyjmował 60. pacjenta, czegoś zaniedbał, albo zrzucił odpowiedzialność za chorego na innego lekarza? A ile żalu, poczucia krzywdy rodziny, która straciła kogoś bliskiego? Ta książka składa się z dwóch części: reportaży z głośnych procesów sądowych i wyznań koryfeuszy medycyny o postawionych przez nią diagnozach na tyle ryzykownych, że albo trafiły w dziesiątkę, albo były jak kulą w płot. Znani lekarze opowiadają o "przypadkach" pokazujących, że zawód lekarza jest obarczony podwyższonym ryzykiem. Chwila nieuwagi, czasem drobny błąd i spada się do aresztanckiej celi.